środa, 28 sierpnia 2013

Sąd nad poetą


Losy rosyjskiego noblisty Josifa Brodskiego są doskonałym przykładem represji, dotykających intelektualistów w Związku Radzieckim. W myśl zasady, że na każdego człowieka znajdzie się paragraf, również Brodski stanął przed sądem obarczony absurdalnym oskarżeniem o pasożytnictwo społeczne. Aresztowano go 13 stycznia 1964 roku. Poeta miał wówczas 23 lata. Sprawę Brodskiego rozpatrywano na dwóch posiedzeniach, których przebieg zapisała niemal słowo w słowo dziennikarka Frida Wigdorowa. Dzięki jej notatkom, cieszącym się dużą popularnością w samizdacie, historia młodego poety zyskała duży rozgłos. Wigdorowej udało się udokumentować sytuację wręcz kafkowską, kiedy to oskarżony nie wie, jakie sąd stawia przed nim zarzuty.

Z zapisków Wigdorowej z pierwszej rozprawy Josifa Brodskiego (18 lutego 1964 roku):

Sędzia: Czy się zajmujecie?
Brodski: Piszę wiersze, przekładam. Sądzę, że...
Sędzia: Żadnego "sądzę, że". Proszę stać jak należy! Nie opierać się o ściany! Patrzeć na sąd! Proszę odpowiadać na pytania jak należy! (...) Macie, obywatelu, stałą pracę?
Brodski: Myślałem, że to jest stała praca.
Sędzia: Proszę odpowiadać dokładniej!
Brodski: Pisałem wiersze. Myślałem, że zostaną wydane. Sądzę, że...
Sędzia: Sądu nie interesuje żadne "sądzę, że". Proszę odpowiedzieć, dlaczego nie pracowaliście?
Brodski: Pracowałem. Pisałem wiersze.
Sędzia: Sądu to nie interesuje. Interesuje natomiast z jaką instytucją byliście związani?
Brodski: Miałem umowy z wydawnictwem.
Sędzia: Właśnie tak proszę odpowiadać. Mieliście wystarczająco dużo umów, żeby się utrzymać? Proszę wymienić jakie, za jaki okres i na jaką sumę?
Brodski: Dokładnie nie pamiętam. Wszystkie umowy ma mój adwokat.
Sędzia: Sąd pyta was, obywatelu.
Brodski: W Moskwie wyszły dwie książki z moimi przekładami... (wymienia).
Sędzia: Wasz staż pracy?
Brodski: Przykładowo...
Sędzia: Sądu nie interesuje "przykładowo"!
Brodski: Pięć lat.
Sędzia: Gdzie pracowaliście?
Brodski: W fabryce, z ekipą geologów...
Sędzia: Jak długo pracowaliście w fabryce?
Brodski: Rok.
Sędzia: Na jakim stanowisku?
Brodski: Jako frezer.
Sędzia: A tak w ogóle, kim jesteście z zawodu?
Brodski: Poetą, poetą i tłumaczem.
Sędzia: A kto uznał was za poetę? Kto włączył was do grona poetów?
Brodski: Nikt. (Cisza). A kto uznał mnie za przedstawiciela rodzaju ludzkiego?
Sędzia: Macie wykształcenie w tym kierunku?
Brodski: W jakim kierunku?
Sędzia: Żeby być poetą? Nie próbowaliście dostać się na uniwersytet, gdzie przygotowują... uczą...
Brodski: Nie sądziłem... nie sądziłem, że jest to kwestia wykształcenia.
Sędzia: A czego?
Brodski: Myślałem, że... (z zakłopotaniem)... to dar od Boga...
Sędzia: Macie jakieś prośby do wysokiego sądu?
Brodski: Chciałbym się dowiedzieć, za co zostałem aresztowany?
Sędzia: To pytanie, a nie prośba.
Brodski: W takim razie nie mam żadnej prośby.

(...)

Sędzia: Macie jakieś pytania?
Brodski: Chciałbm prosić, żeby dostarczono mi do celi papier i pióro.
Sędzia: Z tym proszę się zwrócić do naczelnika.
Brodski: Prosiłem go, odmówił. Proszę o papier i pióro.
Sędzia: (łagodnieje) Dobrze, przekażę.
Brodski: Dziękuję.

Kiedy wszyscy opuszczają salę sądową na korytarzu i na schodach pojawia się mnóstwo ludzi, zwłaszcza młodzieży.

Sędzia: Jaki tłum! Nie przypuszczałam, że zbierze się tyle osób.
Głos z tłumu: Nie każdego dnia sądzi się poetę!
Sędzia: Poeta czy nie - nam jest wszystko jedno!

Opuszczone fragmenty oraz zapis z drugiej rozprawy można znaleźć TUTAJ

sobota, 24 sierpnia 2013

Półtora pokoju w Domu Muruzi





Żeby zachwycić się filmem Andrieja Chrzanowskiego „Półtora pokoju” nie trzeba wiedzieć wszystkiego o Josifie Brodskim i recytować z pamięci wierszy poety. Nie trzeba, bo reżyser nie stara się klatka po klatce odtworzyć życia rosyjskiego noblisty na srebrnym ekranie. Tworzy coś więcej, niż prostą biografię – „Półtora pokoju” to, jak wskazuje rozwinięcie tytułu, sentymentalna podróż do ojczyzny, a także powrót do wspomnień o rodzicach, których Brodski był zmuszony opuścić, kiedy udał się na emigrację do Stanów Zjednoczonych.

Chrzanowski tworzy film o Brodskim. Czerpiąc z jego poezji, prozy, rysunków i materiałów biograficznych reżyser przedstawia otaczającą rzeczywistość widzianą oczami poety. Aby jak najlepiej oddać wewnętrzny świat bohatera Chrzanowski odwołuje się do różnych środków wyrazu. Film jest zatem swoistym kolażem, na który składają się archiwalne nagrania, animacja, fotomontaż, sepia, zdjęcia czarno-białe i kolorowe (chociaż o feerii barw nie może być mowy, bo codzienność w Związku Radzieckim jest dojmująco szara i ponura), wiersze Brodskiego, które często służą za tło dla wszelkiego rodzaju fantazji i wyobrażeń oraz fragmenty prozy noblisty, stanowiące (nierzadko bardzo dowcipny) komentarz do opisywanych wydarzeń.

Obok wspomnień z dzieciństwa (tych traumatycznych, jak wojna, i tych bardziej radosnych, jak dzieciństwo w powojennym Leningradzie) i bujnej młodości, wypełnionej ulotnymi romansami i pierwszymi próbami artystycznymi, w filmie pojawiają się intelektualne rozważania poodwilżowych zwiezdnych malczikow, a także obraz życia poety w USA, skonfrontowany z codziennością leningradzkiej komunałki, w której pozostali jego ojciec i matka. To właśnie relacje Brodskiego z rodzicami są głównym przedmiotem zainteresowania reżysera. Ich urocza drobiazgowość i skupienie na prozaicznych codziennych problemach wyraźnie kontrastuje z tym, jak na życie patrzy poeta. Rodzice otwarcie przyznają, że nigdy nie rozumieli jego wierszy, wielkie idee i przeklęte problemy stawiają na dalszym planie, zamiast tego ciągle martwią się, że Josif nie dojada i jest na Zachodzie samotny, chory oraz nieszczęśliwy. Często relacje między bohaterami przybierają dowcipny charakter:



Matka: Josif, to ty?
Ojciec: Zapytaj, co je!
Matka: Josif, co ty jesz?
Brodski: Teraz na przykład jem homary.
Matka: A co to takiego homary?
Brodski: Nie wiem, jak ci to wyjaśnić, pamiętasz raki?
Matka: No tak, pamiętam.
Brodski: A homary są jeszcze bardziej obrzydliwe!
Matka (do ojca): Josif żyje w strasznej nędzy. Musi jeść jakieś świństwa!

Film Chrzanowskiego to wzruszający obraz o miłości, tęsknocie i rozłące rodziców z ukochanym synem, który, chociaż już dawno dorósł, jest dla nich całym światem. Koniec nie napawa optymizmem – władze radzieckie do ostatnich dni odmawiają matce i ojcu Brodskiego zgody na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Para umiera w samotności, bez pieniędzy i nadziei na spotkanie z synem. Do takiego spotkania jednak dochodzi – w alternatywnej rzeczywistości, na którą składa się tytułowe półtora pokoju, wśród powiewających firanek, przy rodzinnym stole, nad ziemniakami z sałatką rodzice i syn dokonują podsumowania całego życia i jeszcze raz, za pomocą prostych gestów dają wyraz łączącej ich więzi.

Film o Brodskim jest zatem jednocześnie filmem o miłości rodziców do dziecka i to właśnie rodzicom zostaje zadedykowany. Ponadto świetnie oddaje klimat Leningradu lat 50. i 60. Dopełnieniem poetyckich obrazów jest wspaniała muzyka, m.in. utwór „Słuczajnyj wals”, którego słowa wspomina Brodski na emigracji. „Półtora pokoju” to pozycja obowiązkowa dla miłośników literatury rosyjskiej i wszystkich zakochanych w Petersburgu. 



wtorek, 20 sierpnia 2013

O Praskiej Wiośnie i jej następstwach

Rok 1968, zwany rokiem rewolucji, ponieważ zapisał się na kartach historii falą buntów i niepokojów społecznych, która przetoczyła się przez niemal cały świat – od Europy, przez Stany Zjednoczone, aż po Meksyk, był przełomowy również dla Czechosłowacji.

Objęcie stanowiska I sekretarza KPCz przez Aleksandra Dubčeka dało początek reformom, mającym na celu demokratyzację życia społeczno-politycznego w ramach ustroju socjalistycznego. Postępowe skrzydło partii w Programie działania KPCz głosiło postulaty reformy aparatu bezpieczeństwa, reformy gospodarczej, federalizacji państwa, zapewnienia obywatelom prawa do swobodnego zrzeszania się, wolność słowa i zgromadzeń oraz zniesienia cenzury, zastrzegając jednak zachowanie naczelnych zasad państwa socjalistycznego – przewodniej roli partii oraz dominacji sektora państwowego w gospodarce. Reformy ekipy Dubčeka, określane mianem socjalizmu z ludzką twarzą, cieszyły się dużym poparciem społecznym. W tym czasie doszło również do rozluźnienia w życiu publicznym – zaczęły formować się zalążki społeczeństwa obywatelskiego.

Reformy przeprowadzone przez czechosłowacką ekipę rządzącą wzbudziły niepokój elit politycznych w ZSRR oraz pozostałych (z wyjątkiem Rumunii) państw bloku wschodniego, skutkiem czego było podjęcie decyzji o zbrojnej interwencji. W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. rozpoczęła się operacja Dunaj – ponad 600 tysięcy żołnierzy radzieckich, polskich, węgierskich, bułgarskich i wschodnioniemieckich wkroczyło do Czechosłowacji (udział wojsk NRD był niewielki). Interwenci w 36 godzin zajęli cały kraj. Zarówno czechosłowacka armia, jak i organy bezpieczeństwa i Milicji Ludowej nie otrzymały rozkazu obrony kraju.
Czechów i Słowaków namawiano do zachowania spokoju i niestawiania oporu interwentom. Jednak społeczeństwo ciągle ufało liderom Wiosny i nie zamierzało pozostać bierne wobec prób odebrania mu długo wyczekiwanej wolności. Przez resztę roku 1968 i w pierwszej połowie roku 1969 mnożyły się fale cywilnego sprzeciwu, a ludność chętnie sięgała do rozmaitych form obywatelskiego nieposłuszeństwa.

Już kilka godzin po wkroczeniu wojsk „piątki” do Czechosłowacji tłumy prażan wyległy na ulice. Manifestowano także w innych częściach kraju. Wobec interwentów stosowano bierny opór. Często opluwano ich i obsypywano obelgami. Próbowano także rozmawiać z żołnierzami, przekonywać ich, że zaszło jakieś nieporozumienie, tłumaczyć, że w Czechosłowacji nie ma i nie było żadnej kontrrewolucji, zaś obecność obcych wojsk jest niepożądana.

Co ciekawe, wielu żołnierzy sił interwencyjnych rzeczywiście było zaskoczonych i rozgoryczonych zastaną sytuacją – bowiem zamiast zbrojnego oporu napotkali jedynie tłumy przestraszonych i zdezorientowanych obywateli. Wielu nie zdawało sobie z tego, gdzie się znajduje, sądzili, że wysłano ich do Niemiec Zachodnich, a nawet do Izraela.

Aby utrudnić zadanie wojskom okupacyjnym podejmowano (początkowo spontanicznie) działania dezinformacyjne – usuwanie lub przekręcanie drogowskazów, a w miastach zdejmowanie tabliczek z nazwami ulic, numerami domów, itp.

Tłumy skandowały nazwiska liderów Wiosny – Aleksandra Dubčeka oraz  Ludvíka Svobody – i wzywały Rosjan do powrotu do domu. Drukowano ulotki w językach rosyjskim, polskim, bułgarskim, węgierskim i niemieckim, przygotowywano plakaty i transparenty. Na murach pojawiały się hasła i slogany.

Działania tego typu były wyrazem goryczy, bezsilności, ale również pewnej moralnej przewagi na okupantami. Należy zaznaczyć, że przedmiotem ataków werbalnych byli głównie Rosjanie oraz władze ZSRR, a to ze względu na, po pierwsze, zakorzenione w czeskiej i słowackiej świadomości narodowej rusofilstwo, które potęgowało poczucie zdrady, po drugie zaś na fakt, że moralną odpowiedzialnością za interwencję obarczano głównie władze Związku Radzieckiego i jego politykę imperialną.

Wśród najpopularniejszych i najciekawszych haseł można wymienić
Včera drazi – dneska vrazi
Kain był také bratr!
Tak długo pogłębialiśmy przyjaźń, aż wylądowaliśmy na dnie
1945 – wyzwoliciele. 1968 – okupanci
USA – VIETNAM = СССР – ČSSR


Duża część haseł wymierzona była przeciwko polityce ZSRR i ówczesnemu modelowi socjalizmu. Odwoływano się do postaci Lenina, jako symbolu czystości doktryny politycznej, utożsamiano go z powrotem do źródeł niewynaturzonej idei socjalizmu, którą chcieli zaszczepić na gruncie czechosłowackim politycy reformatorzy.
Leninĕ probud' se, Brežnĕv se zblaznil! (Leninie, obudź się, Breżniew zwariował!)
Socialismus ano – okupace ne
Okupanti to vás učil Lenin?
Lenin by se stydĕl, kdyby vás tu vidĕl
Dubček je naš Lenin
Tego typu hasła, pisane często w języku rosyjskim, ujemnie wpływały na morale żołnierzy.

Przeciwko inwazji protestowały szkoły, fabryki, urzędy i wszelkiego rodzaju organizacje, a także wiele znanych postaci kultury i polityki. 23 sierpnia doszło do jednogodzinnego strajku generalnego. W całym kraju obwieszczały go fabryczne syreny i dzwony kościołów. Na kompletnie wyludnionych ulicach pozostali jedynie żołnierze wojsk interwencyjnych.

Pierwsze dni okupacji były dla Czechów i Słowaków okresem obfitującym w przejawy solidarności i współpracy pomiędzy różnymi, nierzadko antagonistycznymi, grupami społecznymi. Ciekawym przykładem mogą być wydarzenia z Liberca, które relacjonuje w swoim wspomnieniach Václav Havel. Pisarz wspomina o stuosobowej grupie chuliganów pod przywództwem niejakiego Proboszcza, która podjęła współpracę z władzami miasta, m.in. zdejmując na zlecenie burmistrza wszystkie tablice z nazwami ulic oraz pełniąc służbę wartowniczą w ratuszu. 

Po dwóch dniach tej osobliwej współpracy członkowie grupy Proboszcza mieli na rękawach opaski Pomocniczej Straży Milicyjnej i po mieście chodziły trzyosobowe patrole: pośrodku umundurowany milicjant, a po bokach dwóch długowłosych trampów w dżinsach jako jego pomocnicy. (…) Antyokupacyjny folklor uczynił niebawem z Liberca jeden wielki artefakt; pomysłów, jak udaremnić okupację, było bez liku. I nigdy nic nie funkcjonowało tak dobrze, jak wtedy; drukarnia była zdolna w ciągu dwóch dni wydać książkę i w ogóle różne przedsiębiorstwa były w stanie zrobić natychmiast niemal wszystko.  [V. Havel, Zaoczne przesłuchanie, Warszawa 1989, s. 66.]

Po powrocie ekipy Dubčeka z Moskwy, gdzie politycy zostali wywiezieni 21 sierpnia, a następnie zmuszeni do podpisania tzw. protokołu moskiewskiego, faktycznie przekreślającego reformy przeprowadzane od stycznia 1968 roku,  nadal dochodziło do licznych incydentów. Ustępstwa przywódców Wiosny wobec ZSRR oraz partyjnych dogmatyków budziły niezadowolenie wśród społeczeństwa. Przejawem oporu były m.in. demonstracje z okazji powstania Czechosłowacji, które miały miejsce 28 października, trzydniowy (od 18 do 20 listopada) strajk studentów wyższych uczelni jako odpowiedź na decyzję o zaostrzeniu kursu normalizacyjnego podjętą na posiedzeniu KC KPCz, a także kampania wspierająca Josefa Smrkovskiego, którego pod koniec 1968 roku usunięto ze stanowiska przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego.

Charakterystycznym zjawiskiem był także ostracyzm, dotykający interwentów, przejawiający się w opuszczaniu przez Czechów i Słowaków restauracji, sal kinowych, sklepów oraz innych miejsc publicznych, które odwiedzali żołnierze armii „warszawskiej piątki”.

Wydarzeniem, które wstrząsnęło społeczeństwem czechosłowackim, powoli pogrążającym się w apatii i poczuciu bezsilności, było samospalenie 16 stycznia 1969 roku na praskim Placu Wacława studenta Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Karola Jana Palacha. Palach, który zmarł 19 stycznia wskutek rozległych poparzeń, chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko nasilającej się normalizacji. Wcześniej wysłał do kilku osób i organizacji listy, podpisane „Żywa pochodnia nr 1”, w których wysuwał postulaty zniesienia cenzury oraz zakazu rozpowszechniania „Informacji” . Nawoływał także społeczeństwo do przystąpienia do bezterminowego strajku i ostrzegał, że jeżeli jego żądania nie zostaną spełnione, „zapłoną następnie pochodnie” . Reakcją na tragiczną śmierć Palacha było organizowanie w całym kraju zgromadzeń żałobnych, głodówek protestacyjnych oraz spontanicznych demonstracji, w których uczestniczyli głównie ludzie młodzi. W pogrzebie Palacha 25 stycznia w Pradze wzięło udział ponad 100 tys. osób. Uroczystość zmieniła się w masową manifestację w obronie wolności. 25 lutego w ślady Palacha poszedł uczeń Średniej Szkoły Przemysłowo-Kolejarskiej Jan Zajíc, a 8 kwietnia z miejscowości Jihlava samospalenia dokonał Evžen Plocek. W sumie czyn Palacha powtórzyło 30 osób, z których siedem zmarło wskutek odniesionych obrażeń.

W nocy z 28 na 29 marca rozpoczęły się tzw. wydarzenia hokejowe. Zwycięstwo czechosłowackiej drużyny hokeja na lodzie nad reprezentacją ZSRR na mistrzostwach świata w Szwecji stało się punktem zapalnym szeregu antysowieckich manifestacji, podczas których atakowano obiekty kojarzone z okupantem. Zdemolowano m.in. znajdujący się przy Placu Wacława budynek radzieckiej spółki lotniczej Aerofłot. Było to pretekstem do wystosowania przez KC KPZR i rząd ZSRR listu do władz Czechosłowacji, w którym domagano się ukarania osób odpowiedzialnych za sprowokowanie zamieszek. Na podstawie tego listu ze stanowiska I sekretarza usunięto Alexandra Dubčeka. Jego funkcje przejął Gustáv Husák, I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Słowacji i działacz Praskiej Wiosny.

Latem 1969 roku w akcie sprzeciwu wobec polityki normalizacyjnej dziesięciu znanych przedstawicieli życia publicznego podpisało petycję „Dziesięć punktów” („Deset bodů”), z okresu Praskiej Wiosny. Sygnatariusze wyzwali do uznania 21 sierpnia za „dzień hańby”. Przekonywali, by tego dnia ludność pogrążyła się w żałobie, powstrzymując się od korzystania ze środków transportu publicznego, robienia zakupów, odwiedzania teatrów, kin i restauracji, kupowania gazet. Namawiano do dekorowania pomników osób zasłużonych dla kraju oraz zapalania zniczy i składania kwiatów na grobach ofiar inwazji . Przeciwko sygnatariuszom petycji władze wkrótce wszczęły postępowania karne.

Ostatnim aktem obywatelskiego sprzeciwu wobec działań władzy były masowe demonstracje 21 sierpnia 1969 roku, w pierwszą rocznicę inwazji. Tego dnia na ulice wyszły setki tysięcy Czechów i Słowaków. Wznoszono barykady. W Pradze, Brnie i Libercu doszło do walk ulicznych z policją, służbą bezpieczeństwa i wojskiem, w wyniku których pięć osób zginęło, kilkadziesiąt zostało rannych a ponad 3500 zatrzymano. Dla protestujących najbardziej wstrząsający okazał się fakt, że tym razem musieli stawić czoła także żołnierzom i czołgom czechosłowackim.

Ideały Praskiej Wiosny zostały ostatecznie pogrzebane. Dowodem na to było uchwalenie przez Zgromadzenie Narodowe 22 sierpnia 1969 roku tzw. ustawy pałkowej, wprowadzającej szereg represji za wszelkie przejawy oporu wobec władz. Fakt, że pod  nową ustawą podpisał się Aleksander Dubček sprawił iż społeczeństwo ostatecznie zostało pozbawione przywódcy.  Kapitulacja liderów ruchu reformatorskiego przyczyniła się do zmiany postawy obywateli. Ludzie przestali interesować się polityką i wycofali się w życie prywatne.

Zdławienie Praskiej Wiosny i postępująca normalizacja pociągnęły za sobą falę ucieczek z kraju. Sprzyjało temu otwarcie granic, które latem 1968 roku nie były objęte tak surową kontrolą. Według danych statystycznych z Czechosłowacji w latach 1948-1989 uciekło blisko 200 tys. osób (282 osoby zginęły podczas próby wydostania się z kraju).

Rok 1972 przyniósł stabilizację reżimu normalizacyjnego. Po ciężką ręką Gustáva Husáka Czechosłowacja nie doświadczyła krwawych represji, które dotknęły Węgry po roku 1956 . Nie stosowano także metod z lat 50., kiedy stanowisko I sekretarza KC KPCz piastował Klement Gottwald. Aresztowania i procesy polityczne miały charakter wyrywkowy, zasądzane kary były łagodne w porównaniu z wyrokami sądowymi z epoki stalinizmu. Czesi i Słowacy zaczęli określać okres normalizacji mianem „stalinizmu z ludzką twarzą”.
Zdecydowana większość społeczeństwa zrezygnowała z oporu wobec władzy, przystosowując się do istniejącego porządku i korzystając ze wzrostu gospodarczego oraz poprawy warunków bytu. Rozpoczął się okres tzw. knedlikowego socjalizmu.

Obywatele zawarli z rządzącymi niepisaną umowę – władza zrezygnowała z ingerowania w życie prywatne ludności w zamian oczekując posłuszeństwa i formalnego deklarowania lojalności wobec partii i rządu. Wycofywano się w z życia publicznego. Zorganizowana działalność opozycyjna przestała istnieć. Co jakiś czas pojawiały się jedynie mało znaczące, indywidualne inicjatywy. Wydawało się, że proces normalizacji zakończył się sukcesem. W tych warunkach kształtowały się jednak zalążki opozycji, która w połowie lat 70. miała zamanifestować swój sprzeciw wobec istniejącego porządku.

Na zakończenie warto dodać, iż inwazja na Czechosłowację, jakkolwiek budziła kontrowersję wśród społeczeństw państw „warszawskiej piątki”, nie pociągnęła za sobą bardziej znaczących przejawów buntu. W Polsce po 21 sierpnia zanotowano jedynie odosobnione przypadki sprzeciwu i oporu. W niektórych miastach (Warszawa, Poznań, Bydgoszcz, Konin, Tarnów) rozrzucano ulotki protestacyjne, składano kwiaty przed ambasadą oraz Ośrodkiem Kultury Czechosłowackiej. Jednak spacyfikowane po marcu '68 środowiska intelektualne nie zdobyły się na wspólną akcję sprzeciwu. Szerszy rozgłos uzyskały jedynie dwa listy otwarte: wystosowany przez Jerzego Andrzejewskiego do przewodniczącego Związku Pisarzy Czechosłowackich oraz Zygmunta Mycielskiego, skierowany do czeskich i słowackich muzyków. Na emigracji zbliżony list protestacyjny ogłosił m.in. Sławomir Mrożek.

Najbardziej dramatyczną formę przybrał protest Ryszarda Siwca, byłego żołnierza AK, filozofa i księgowego z Przemyśla, który 8 września 1968 w czasie ogólnokrajowych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w obecności szefów partii, dyplomatów i 100 tysięcy widzów dokonał publicznego samospalenia. Ze względu na szybką reakcję sił porządkowych o wydarzeniu tym, zwłaszcza o jego motywach, wiedziało niewiele osób i przez wiele lat władzom udało się utrzymać tę informację w tajemnicy. Obecnie na praskim Żiżkovie znajduje się pomnik  poświęcony pamięci Siwca i ulica nazwana jego imieniem.


W pozostałych państwach obozu socjalistycznego także dochodziło do sporadycznych, odosobnionych przejawów protestu. 25 sierpnia 1968 roku na Placu Czerwonym w Moskwie przeciwko interwencji w Czechosłowacji demonstrowało 8 osób reprezentujących środowiska artystyczne i naukowe, w tym poetka Natalia Gorbaniewska. Świadkiem trwającej zaledwie kilka minut demonstracji było kilkudziesięciu przypadkowych przechodniów. Protestujący mieli za sobą plakaty z napisami w języku rosyjskim: "Tracimy najlepszych Przyjaciół", "Uwaga na okupantów", "Ręce precz od CSRR!", "Za wolność waszą i naszą!", "Wolność dla Dubčeka!" i – w języku czeskim – "Niech żyje wolna i niezależna Czechosłowacja" oraz niedużą flagę Czechosłowacji. Szybko zostali jednak zatrzymani przez agentów KGB. 7 protestujących stanęło przed sądem, Natalię Gorbaniewską skazano na przymusowe leczenie psychiatryczne. We wrześniu 1968 roku później list protestacyjny w sprawie interwencji podpisało 88 rosyjskich intelektualistów.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Radziecki pocałunek

Rok 1974. I sekretarz KC KPZR Leonid Breżniew składa przyjacielską wizytę w kraju sojuszniczym. Rozentuzjazmowany spotkaniem składa soczysty pocałunek na ustach Edwarda Gierka. Całą sytuację uwiecznił na fotografii Jan Morek. Zdjęcie ujrzało jednak światło dziennie dopiero kilkanaście lat później, najwidoczniej polscy cenzorzy uznali, że pierwszym sekretarzom nie przystoi całować się w usta. 


Pocałunek w usta stał się na przestrzeni lat znakiem rozpoznawczym członków radzieckiej wierchuszki. Wspomniany już Leonid Breżniew był chyba ich zagorzałym fanem, fotografowie przyłapali go bowiem na całowaniu przywódcy NRD Ericha Honeckera...


... jednego ze swoich przyszłych następców Konstantina Czernienki...


... i po raz kolejny Edwarda Gierka. I sekretarz PZPR był chyba ulubieńcem radzieckiego przywódcy.



Skąd się wzięła ta prawdziwie "męska" tradycja całowania w usta kolegów polityków z bratnich krajów? Zgodnie z teorią autorów portalu Światowidz wszystko zaczęło się od tego plakatu:


Na plakacie człowiek pracujący (miasta i) wsi całuje czerwonoarmistę, wdzięczny za przyniesioną na bagnetach wolność. Pocałunek jest nie mniej namiętny niż ten między Nikitą Chruszczowem i Walterem Ulbrichtem, Przewodniczącym Rady Państwa NRD.


Chruszczow lubił się też poprzytulać, poniżej na zdjęciu z Fidelem Castro.


Tradycja całowania zachowała się nawet w okresie pierestrojki, był jej wierny także Michaił Gorbaczow.


Radziecki pocałunek został przeszczepiony na grunt pozostałych państw bloku wschodniego. Przed spotkaniem pierwsi sekretarze partii komunistycznych zapewne stawali przed dylematem: kto powinien zrobić pierwszy ruch i zainicjować ów pocałunek? Czy decyduje tutaj staż na stanowisku pierwszego sekretarza? Kto winien zacząć, gospodarz, czy gość? A może inicjatywa powinna leżeć po stronie działaczy radzieckich, jako prekursorów tej wspaniałej tradycji?


Wielokrotnie całowany przez Breżniewa Edward Gierek nie bał się okazywania czułości (na zdjęciu z rumuńskim dyktatorem Nicolae Ceauşescu).


Przytulić sojusznika politycznego nie wahał się też Fidel Castro. Warto dodać, że tradycja radzieckiego pocałunku funkcjonuje również obecnie, przy czym nie tylko na Wschodzie (tu trzeba zauważyć, że Borys Jelcyn poszedł w ślady swoich poprzedników, na zdjęciu poniżej całuje Nelsona Mandelę)...


... ale również na Zachodzie. To jednak całkiem inna historia!


czwartek, 15 sierpnia 2013

Krótka historia serka w polewie


Odwiedzając sklepy spożywcze w Rosji turyści zwykle szukają kilku podstawowych produktów. Do walizek pakują kawior, rosyjską wódkę, gruzińskie wino oraz niewiarygodnie tanie wyroby tytoniowe. Wystarczy jednak jedna wizyta w Aszanie (Ашан – w Polsce też je mamy, ale brzmią bardziej „francusko”), trochę ciekawości i duży apetyt, aby odkryć cały szereg rosyjskich smakołyków, które na pewno zachwycą polskich łasuchów. Naszym bohaterem będzie dzisiaj mój ulubieniec, który na głowę bije wszystkie chałwy i zefirki.

Chodzi o serek twarożkowy w polewie, czyli głazirowannyj tworożnyj syrok (глазированный творожный сырок) – batonik niewielkich rozmiarów, produkowany z masy twarogowej z dodatkiem masła, cukru i wanilii, oblany czekoladą.



Pierwsze serki zaczęto produkować w latach 30. XX wieku w Związku Radzieckim. W sklepach zaczęły pojawiać się masowo w latach 50. i szybko stały się popularne wśród społeczeństwa, zwłaszcza dzieci, którym batonik przypominał inny smakołyk – uwielbiane z ZSRR lody Eskimo. W latach 80. serki stały się towarem deficytowym, na półki wróciły dekadę później, po pierestrojce. Początkowo były dostępne w dwóch smakach: waniliowym i kakaowym. Obecnie producenci serków prześcigają się w wymyślaniu kolejnych rodzajów nadzienia. Mamy zatem serki z owocową konfiturą, z kokosem, czekoladą, ciasteczkami i (chyba najbardziej lubiane przez Rosjan) serki z mlekiem skondensowanym. Warto dodać, że to ostatnie cieszy się w Rosji dużo popularnością. Wiele słodyczy zachodnich marek można kupić w rosyjskich sklepach właśnie z takim nadzieniem (np. popularne również w Polsce rogaliki 7day’s).




Twarogowe serki są w Rosji bardzo popularne. W każdym większym sklepie samoobsługowym można wybierać między kilkoma, a nawet kilkunastoma produktami różnych marek. Ich ceny wahają się od kilku do kilkunastu rubli za sztukę, nie są więc wygórowane.

Poza Rosją serki również mają swoich wiernych fanów. Produkowane są w kilkunastu krajach, m.in. na Białorusi, Ukrainie, Litwie, Łotwie, w Estonii oraz na Węgrzech. Do Polski jeszcze nie dodarły, co dziwne, bo znając nasze upodobanie do serków homogenizowanych, jogurtów, twarożków i innego rodzaju deserów mlecznych, na pewno zyskałyby uznanie konsumentów.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym małym smakołyku, zapraszam na stronę Muzeum Serków w Polewie (Музей глазированных сырков), można nacieszyć oczy kolorowymi opakowaniami i narobić sobie apetytu przed kolejną wizytą na Wschodzie.

sobota, 10 sierpnia 2013

Ruski podryw, czyli rzecz o relacjach damsko-męskich


Moskwa. Park Woroncowa. Upalny sierpniowy dzień. Razem z koleżankami siedzę na ławce i piję zimnego Mielnika. Naszą rozmowę na temat przewagi piwa polskiego nad rosyjskim zakłóca młody Rosjanin.

- Skąd jesteście? – pada pytanie. – Przyjechałyście z Niemiec? Usłyszeliśmy z kolegą, że chyba mówicie po niemiecku – chłopak, zadowolony, że udało mu się wzbudzić nasze zainteresowanie, macha do siedzącego niedaleko przyjaciela i zachęca go, żeby podszedł bliżej.

Nasze rozbawienie, wynikające z faktu, że pomylił Polki z Niemkami, nie wydaje się wprawiać go w zakłopotanie. Wręcz przeciwnie, coraz bardziej pewny siebie przysiada się do nas, chociaż miejsca na ławce niewiele. Po chwili dołącza do nas jego kolega. Po krótkim zapoznaniu („Ja jestem Siergiej, a to mój kolega Paweł”) rozpoczyna się…

„Podryw na Lenina”

Etap pierwszy: wywiad. Siergiej i Paweł nie owijają w bawełnę. Po kilku uwagach na temat tego, jak świetnie mówimy po rosyjsku, padają trzy pytania, które później będą nam zadawane jeszcze kilkakrotnie – zawsze w tej samej konfiguracji:
  1. Czy masz mieszkanie? (У тебя есть квартира?)
  2. Czy masz samochód? (У тебя есть машина?)
  3. Czy masz chłopaka? (У тебя есть парень?)

Nasze odpowiedzi wydają się chyba satysfakcjonujące, więc Siergiej (bardziej wygadany i „światowy”) pyta, co nas sprowadza do Moskwy. Tłumaczymy, że jesteśmy studentkami i przyjechałyśmy tutaj na kurs językowy, a przy okazji chcemy poznać realia życia w Rosji i pozwiedzać. Chłopcy wydają się uradowani i od razu oferują, że z chęcią oprowadzą nas po mieście. Następuje etap drugi rozmowy, czyli autoprezentacja.

Okazuje się, że Siergiej pracuje w prywatnej firmie, mieszka w stolicy zaledwie kilka miesięcy, a już udało mu się uzbierać na własne auto (zarabia 70 tysięcy rubli miesięcznie, ale nie chce wyjaśnić, czym dokładnie się zajmuje). Razem z Pawłem, świeżo upieczonym policjantem (którego uposażenie jest dużo niższe, wynosi zaledwie 28 tysięcy rubli) wynajmują mieszkanie w pobliskim bloku. Paweł dopiero kilka tygodni wcześniej przeniósł się do Moskwy i zaczął pracować, więc póki co ledwo wiąże koniec z końcem, ale jego marzeniem również jest posiadanie własnego samochodu (wnioskujemy z tego, że to właśnie „maszyna” czyni z rosyjskiego chłopaka prawdziwego mężczyznę). 

Obaj wychowali się w jednej z podmoskiewskich wsi i Siergiej od razu zaprasza nas do swojego rodzinnego domu na weekend. Jego ojciec pędzi samogon. Jeżeli w sobotę będziemy miały czas, może nas tam zawieźć i pokazać, jak się żyje na rosyjskiej prowincji. Do pomysłu wspólnego wyjazdu odnosimy się z rezerwą, więc chłopcy szybko zmieniają temat i teraz rozmawiamy o warunkach życia w Polsce. Paweł jednak nie daje za wygraną. Zdeterminowany, żeby umówić się na kolejne spotkanie, wytacza najcięższą artylerię.

Etap trzeci: negocjacje. Młody policjant wydobywa z plecaka swoje dokumenty i mówi, że pracuje na Placu Czerwonym. Pyta, czy już tam byłyśmy.

- Tak, pierwszego dnia, ale wybieramy się jeszcze raz, żeby wszystko na spokojnie zobaczyć.

- Niemożliwe, przecież bym was zauważył, takie krasawice! – wypala, po czym dodaje. – Pracuję w mauzoleum Lenina. Jak chcecie, mogę wam pokazać naszego wodza za darmo – zachęca. Kiedy się uśmiecha, pokazuje nam swoją ukruszoną jedynkę.

Chociaż wizja oglądania zabalsamowanych zwłok wodza rewolucji październikowej wydaje się niezwykle kusząca nie dajemy się zwariować (dla niezorientowanych – wstęp do mauzoleum jest bezpłatny, trzeba tylko odstać swoje w kilkusetmetrowej kolejce) i żegnamy się z nowymi znajomymi, którzy z minuty na minutę zaczynają być coraz bardziej uciążliwi. Chłopcy nie chcą jednak odpuścić. Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia od nas adresu i numerów telefonu postanawiają nas odprowadzić. Dopiero kiedy zapisuję sobie na kartce numer do Siergieja pozwalają nam odejść, odprowadzając nas zawiedzonymi spojrzeniami.

Rosyjska piękność

Szybko przekonujemy się, że trzy młode dziewczyny w krótkich spodenkach, zwykłych koszulkach i rozchodzonych trampkach pijące piwo w parku o czwartej po południu to w Moskwie „egzotyka”. Rosyjskie dziewczęta nie pozwalają sobie na taką „ekstrawagancję”. Zadbane, w sukienkach i butach na wysokim obcasie, nie siadają na trawie zajadając się sucharikami. Ich włosy są ułożone w nienaganne fryzury, wypielęgnowane paznokcie pokrywa lśniąca warstwa lakieru, a zamiast wygodnego plecaka noszą torebki zawieszone na łokciach. 

Młode Rosjanki muszą o siebie dbać, bo zdają sobie sprawę, że jest to ich jedyny sposób na znalezienie dobrego męża. Problemy demograficzne, między innymi wysoki współczynnik feminizacji (na 100 mężczyzn w Rosji przypada aż 116 kobiet), a także dużo niższa średnia długość życia przedstawicieli płci brzydkiej, zmagających się z chorobami cywilizacyjnymi, rozwojowi których sprzyja siejący spustoszenie wśród społeczeństwa alkoholizm, dają mężczyznom przewagę w sferze relacji damsko-męskich. Kobieta, która marzy o partnerze idealnym (mężczyzna z własnym mieszkaniem, samochodem i dobrą pracą, który do kieliszka zagląda tylko od czasu do czasu) musi przygotować się na ostrą rywalizację. Właśnie dlatego młode Rosjanki wydają sporo na zabiegi upiększające, kosmetyki, markowe ubrania, siłownię i wstępy do drogich klubów – to nic innego, jak inwestycja w przyszłość. Nagrodą dla najlepszych w tym codziennym konkursie piękności jest wymarzony dom i dostatnie życie u boku troskliwego mężczyzny.

W tej subtelnej grze panowie oczywiście też muszą dać coś z siebie. Przede wszystkim powinni zadbać o atrybuty prawdziwego faceta: samochód, mieszkanie, dobrą pracę i pieniądze – dziewczyna czy narzeczona w Rosji to bowiem nie lada wydatek. W zamian za wyrzeczenia i diety kobiety obsypywane są przez partnerów kwiatami i prezentami (często są to drogie perfumy, ubrania, biżuteria), zabierane na kolacje do wytwornych restauracji oraz na zagraniczne wycieczki. To transakcja wiązana. Co ciekawe, wygląd mężczyzny nie odgrywa tutaj decydującej roli. Właśnie dlatego w okolicach moskiewskich atrakcji turystycznych, gdzie lubią fotografować się nowożeńcy, można spotkać wiele pięknych panien młodych w towarzystwie o wiele mniej atrakcyjnych narzeczonych.

Przepis na miłość

Kaliningrad. Upalny lipcowy wieczór. Razem z koleżankami włóczymy się po ulicach miasta, na każdym kroku mijając gabinety kosmetyczne (салон красоты), kwiaciarnie i salony sprzedające suknie ślubne. Tak mniej więcej wygląda rosyjski przepis na miłość. Ona spędza czas w salonie, żeby spodobać się Jemu. On, żeby Ją zdobyć, obsypuje Ją kwiatami i prezentami. A wszystko to prowadzi do finału – ślubu, o którym marzy każda rosyjska dziewuszka. Oczywiście jest to duże uproszczenie, jak się jednak szybko przekonujemy, również w tym stereotypie tkwi ziarno prawdy, i to całkiem spore.

„U was w Polsce wszystko jest prostsze…”

Romę i Nastję spotykamy przed sklepem spożywczym w centrum Kaliningradu. Dziewczyna zagaduje nas, bo słyszy, że mówimy po polsku. Jest studentką polskiej filologii na pobliskim uniwersytecie. Widok Polaków ją cieszy, proponuje, że pokaże nam kilka ciekawych miejsc. Umawiamy się na spotkanie następnego dnia. Okazuje się, że Nastja się spóźni, przysyła do nas swojego chłopaka. Roma nie wydaje się chyba szczególnie zachwycony perspektywą popołudnia spędzonego z kilkoma polskimi studentkami, które na domiar złego łamią wszystkie konwenanse i kupują mu w klubie piwo, odmawiając wzięcia za nie pieniędzy.  Speszony chłopak szybko jednak się rozluźnia. Jest szczerze zaskoczony naszym podejściem do życia. Śmieje się, kiedy mówimy mu, że kwiaty w Polsce kupuje się dziewczynom na specjalne okazje albo kiedy chce się je za coś przeprosić.

- W Polsce relacje między dziewczyną a chłopakiem są o wiele prostsze – tłumaczy Roma. - Wy jesteście o wiele bardziej niezależne. Nie myślicie tylko o ślubie. Możecie wyjść do klubu w dżinsach i koszulce i to jest ok. - Po czym dodaje - Faceci u was też mają łatwiej. Nie muszą się martwić, żeby szybko znaleźć dobrą pracę i mieć pieniądze. Oceniacie siebie nawzajem na podstawie zupełnie innych kryteriów.

O ile Romie zdaje się podobać ten bardziej „zachodni”, jak sam go nazywa, styl relacji damsko-męskich, Nastja ma na ten temat inne zdanie. Chociaż jest młodą, aktywną studentką, która pracuje i często podróżuje, otwarcie przyznaje, że potrafi obrazić się, gdy chłopak przez dłuższy czas nie przynosi jej kwiatów. Chętnie przyjmuje od niego drogie prezenty. Romę stać na nie, ponieważ pracuje w branży naftowej. To jeden z tych chłopaków, o których kobiety w Rosji tak zaciekle walczą. Z wykształcenia ekonomista, właśnie rozpoczął kolejne studia w Petersburgu. Ze względu na pracę często musi wyjeżdżać do Skandynawii, albo podróżować po Rosji. Wakacje spędza z Nastją na południu Europy. Ostatnio byli w Barcelonie. Jest skromny, kulturalny, pije tylko na imprezach, a ponadto szanuje kobiety. Wielu Rosjan jest pozbawionych tej ostatniej cechy. Kobieta, która dźwiga na barkach rosyjski los, nie znajduje należnego uznania w społeczeństwie.

Żona z importu

Wiele Rosjanek, którym nie udaje się znaleźć odpowiedniego kandydata na męża w swoim najbliższym otoczeniu, szuka szczęścia zagranicą. Po pierestrojce biura matrymonialne zaczęły powstawać w Rosji jak grzyby po deszczu. Obecnie wiele z nich oferuje kobietom darmowe usługi, Rosjanki są bowiem postrzegane na Zachodnie jako dobre kandydatki na żony i cieszą się dużym powodzeniem. Są oddanymi matkami, które potrafią zadbać o męża i dom. Jedyne czego pragną, to spokojne życie i stabilizacja finansowa. Wiek i wygląd partnera nie odgrywają tutaj niemal żadnej roli. Dlatego często mężczyźni po pięćdziesiątce kandydatki na żonę szukają właśnie w Rosji. Największą popularnością wśród Rosjanek cieszą się Niemcy, Włosi, Anglicy, Amerykanie i Japończycy. Więcej na temat rynku usług matrymonialnych w Rosji można przeczytać tutaj.