czwartek, 25 listopada 2010

Dwa tysiące słów Ludvíka Vaculíka

W maju 1968 roku grupa naukowców z wydziałów przyrodoznawczych Czechosłowackiej Akademii Nauk zwróciła się do pisarza Ludvíka Vaculíka z prośbą o zredagowanie krótkiego tekstu, w którym naświetliłby społeczeństwu wagę przemian, jakie zachodziły wówczas u naszych południowych sąsiadów. Dlaczego uznano, że to właśnie Vaculíkowi należy powierzyć to, jakby nie było, odpowiedzialne zadanie?

Otóż od lat 60. pisarz (członek KPCz) zaczął odchodzić od ideologii komunistycznej, coraz śmielej krytykując środowiska partyjne. Kulminacją tego procesu było jego wystąpienie podczas IV Zjazdu Związku Pisarzy Czechosłowackich w czerwcu 1967 roku, w którym to ogłosił, że społeczeństwo zostało zdominowane przez nieliczną grupę możnych, że obywateli przyucza się do poddaństwa, demokracja jest gnębiona, a przez dwadzieścia lat rządów komunistycznych nie rozwiązano żadnych problemów nękających społeczeństwo czechosłowackie. Kierownictwu partii nie spodobała się tak otwarta krytyka, toteż Vaculíka natychmiast wydalono z KPCz, oskarżając go o znieważenie państwa.

Rok później pisarz podjął się zredagowania manifestu, który miał być wsparciem dla reformatorskiego skrzydła partii komunistycznej, reprezentowanego m.in. przez Alexandra Dubčeka. Uzgodniono, że tekst będzie liczył tysiąc słów i taki też nada mu się tytuł. Vaculík szybko zrozumiał, że stosując się do tych ograniczeń nie zdoła wyrazić wszystkich postulatów, które chciano skierować do społeczeństwa. Zmieniono więc koncepcję i postanowiono, że liczba słów w tekście wyniesie około dwóch tysięcy.

Ludvík Vaculík manifest pisał przez osiem dni, głównie popołudniami i wieczorami. Starannie dobierał słowa i ustawicznie przeredagowywał zdania, aby nie przekroczyć narzuconego mu limitu. Dlaczego tekst musiał być taki krótki? Przede wszystkim, aby był przystępny dla odbiorców – przeciętnych Czechów i Słowaków, nierzadko gubiących się w partyjnej paplaninie, nie do końca pewnych, jak oceniać proces zmian zachodzący na ich oczach. Ponadto wiadomo, że krótszy tekst łatwiej można było powielać i rozprowadzać wśród „ludności pracującej miast i wsi” czechosłowackich.

Kiedy manifest był gotowy (okazało się, że liczy słów 2032)  wśród ludzi nauki, kultury i sportu rozpoczęto zbieranie podpisów. 27 czerwca „Dwa tysiące słów” opublikowano w pismach „Literární listy”, „Práce”, „Mladá fronta”oraz  „Zemědělské noviny”. Do Pragi zaczęły napływać głosy poparcia. W całej Czechosłowacji zbierano podpisy pod manifestem – w sumie tekst podpisało 120 tysięcy osób.

Niestety, kierownictwo KPCz odrzuciło „Dwa tysiące słów”. Partyjni reformatorzy uznali tekst za zbyt prowokacyjny, obawiali się reakcji ze strony ZSRR, który od pewnego czasu nieprzychylnym okiem przyglądał się procesowi zmian zachodzących w Czechosłowacji. Moskiewska „Prawda” uznała manifest za „otwarte wypowiedzenie walki KPCz i konstytucyjnej władzy”. Związek Radziecki oskarżał kraj satelicki o ciągoty kontrrewolucyjne. Niektórzy krytycy manifestu upatrywali w publikacji tekstu momentu przełomowego, który miał ostatecznie skłonić przywództwo KPZR do podjęcia decyzji o wkroczeniu na teren Czechosłowacji. Opinie te uważa się jednak za przesadzone.

Jak wiemy, sierpniowa inwazja na Czechosłowację położyła kres Praskiej Wiośnie, otwierając drogę procesowi tzw. normalizacji. W roku 1969 Ludvík Vaculík wraz z Václavem Havlem, Pavlem Kohoutem i innymi dysydentami przygotował odezwę „Dziesięć punktów” („Deset bodů”), która odrzucała normalizację i zachęcała Czechów oraz Słowaków do życia według własnych zasad i do przeciwstawieniu się władzy. W rezultacie twórców odezwy oskarżono o przygotowania do działań przestępczych na szkodę państwa. Vaculíkowi udało się uniknąć więzienia. Podjął działalność dysydencką, m.in. uczestniczył w powstaniu Karty 77.

Od końca lat sześćdziesiątych pisarz nie był nigdzie zatrudniony, utrzymywał się z honorariów za książki i felietony wydawane za granicą (w Czechosłowacji obowiązywał zakaz publikacji jego tekstów). Po 1989 roku wycofał się z życia politycznego, konsekwentnie odmawiając przyjęcia jakichkolwiek funkcji publicznych.

I na koniec ciekawostka: w wieku 15 lat Ludvík Vaculík podjął pracę w zakładach obuwniczych Tomaša Baty w  Zlínie. Był tzw. batamanem – uczęszczał do Szkoły Młodych Mężczyzn.
Uczeń w szkole musi się sam finansować. Przez osiem godzin dziennie zarabia w fabryce na jedzenie, internat i ubranie, cztery godziny się uczy. Jakakolwiek pomoc pieniężna od rodziców jest zakazana. Tygodniowo uczeń dostaje 120 koron, wydaje 70 a resztę zbiera na swoi koncie. Wszystko jest tak pomyślane, że gdy młody mężczyzna w wieku 24 lat wróci ze służy wojskowej do Baty, będzie miał na koncie 100 tysięcy koron. Wychowawcy w internatach kontrolują dzienniczki wydatków. Kontrolują też chłopców, czy trzymają ręce na kołdrach. Wszyscy mają pogadanki o higienie i onanizmie.
Ręce na kołdrze będzie trzymał najlepszy sportowiec świata w 1952 roku Emil Zátopek. Będą je trzymali: znany (za czterdzieści lat) pisarz Ludvík Vaculík oraz wybitny przedstawiciel czeskiej nowej fali w kinie (za czterdzieści lat), Karel Kachyňa.
(Mariusz Szczygieł „Ani kroku bez Baty”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz